Chciałbym wam opisać mój egzamin i kosmiczne rzeczy które się na nim działy. Jeśli ktoś miał podobnie albo jest w stanie mi to wyjaśnić bardzo proszę o odzew.
Ale po kolei..
Zdawałem egzamin w Katowicach na kat. C
Podczas wykonywania łuku na placu manewrowym egzaminator zwrócił mi uwagę że jest tam taki pedał który nazywa się "gaz" i mam go użyć. Stwierdziłem, że nie będę się śpieszył, bo bardzo chciałem zdać, a nigdy nie słyszałem o wymogu że muszę używać pedału z gazem na placu. Dlatego dalej jechałem na samym sprzęgle. Po kilka metrach przejechanych po łuku egzaminator kazał mi się zatrzymać, otworzył mi drzwi i powiedział, że nie wykonuje jego polecenia i jeżeli nie użyje gazu podczas jazdy pasem ruchu to on mnie obleje. (?)
Czy na kat. C panują inne zasady niż na B? bo pamiętam, że osobówką robiłem łuk na samym sprzęgle, a nawet na półsprzęgle.
Po placu przyszedł czas na miasto. Egzaminator kazał mi w środku egzaminu wyjść z ośrodka WORD i iść w jakieś miejsce koło lotniska na Muchowcu (?) do tego miałem jeszcze wymienić się nr telefonu z innym chłopakiem, który zdawał przede mną miasto. Byłem tak skołowany tą informacją że sam nie dowierzałem, że mam opuścić ośrodek żeby szukać go gdzieś na mieście. Tym bardziej, że nie jestem z Katowic i aż tak dobrze nie znam miasta. Przyjechałem tam tylko zdawać egzamin, bo mam takie prawo. Dlatego też zostałem w WORDzie. Nagle dostaje telefon od tego chłopaka, że oni na mnie czekają i gdzie jestem. Wsiadłem szybko w auto i zacząłem ich szukać. W końcu znalazłem. Stali ciężarówką na światłach awaryjnych na wysepce autobusowej (!) Pytam się tego chłopka który przede mną zdawał, co to w ogóle ma znaczyć? On mówi, że nie wie, ale egzaminator jest na mnie strasznie wściekły, że musiał czekać.
Wsiadam do ciężarówki, a egzaminator zaczyna na mnie krzyczeć, że tyle czasu musiał czekać. A tu jest wysepka i nie wolno tu stać i czy ja nie wiem, że nie wolno tu stać i co by było jakby policja jechała.
Z tego szoku zaniemówiłem. Bo ja mu do cholery nie kazałem się tam zatrzymywać. W ogóle jak on mógł się tam zatrzymać i złamać przepisy? Chciałbym też zaznaczyć, że chłopak przede mną zaliczył miasto. Więc dlaczego nie wrócili do WORDu?