Witajcie. W 2011 zdałem teorię za pierwszym razem i powiedziałem sobie że jak nie zdam praktycznego za pierwszym to dalej już nie robię. Wiem że to było głupie założenie i teraz tego bardzo żałuję. Niestety dopuściłem do siebie zbyt dużo osób które na mnie polegały i dopingowały mi jednak wszystko obróciło się pod koniec przeciwko mnie bo przez niewinne żarty i powtarzania ciągle "zdasz to, co to dla ciebie, nawet ja bym zdał" załamałem się psychicznie. Po niezaliczeniu egzaminu praktycznego (nie pamiętam już nawet z jakiego powodu..) wysiadłem z auta i zrobiłem dość dużą awanturę na tym placu (jestem nerwowym człowiekiem..) nawrzeszczałem na egzaminatora, zacząłem drzeć przy nim tą kartkę i więcej się tam nie pojawiłem. Aż do 2015 kiedy ponownie tym razem nikomu nie mówiąc postanowiłem zdać te prawo jazdy. Byłem bardzo zdeterminowany na tyle że w moim mieszkaniu było powywieszanych pełno kartek na ścianach, tak abym raz na całe życie wbił sobie tą teorię do głowy. I faktycznie egzamin teoretyczny zdałem za pierwszym razem po 4 latach przerwy, radość i euforia trwała przez jakąś minutę aż doszedłem do okienka i zapisałem się na egzamin praktyczny. Wtedy wiedziałem że Teoria to nic w porównaniu z praktycznym. Przyszedł czas na pierwszy egzamin, byłem godzinę wcześniej (na wszelki wypadek) i przez tą godzinę miałem ochotę stamtąd uciec Siedzieliśmy z 4 kursantami w ciszy w "Poczekalni" i z każdą minutą coraz bardziej się stresowałem. W końcu wyczytano moje nazwisko. Opisałem egzaminatorowi wszystko z detalami pod maską i wskazałem światła, zacząłem mówić o żarówkach dwuwłóknowych i tak dalej, ale po wskazaniu zadania (to były światła drogowe) machnął ręką i powiedział że tyle wystarczy. Ustawił auto na łuku. Ruszyłem, zrobiłem łuk nie idealnie ale udało mi się. Kazał mi wyjechać z łuku. Niestety auto stoczyło mi się do tyłu i walnąłem w pachołek. Egzamin przerwany, egzaminator był wyrozumiały i widać że był spoko wiec potwierdziłem to co powiedział i odszedłem z lekkim wstydem i zażenowaniem. Przyszedł czas na drugi egzamin. Tym razem zrobiłem plac i wyjechałem na miasto. Niestety egzaminator już na początku (wyjazdu z WORD) zaczął wprowadzać mnie w błąd twierdząc żebym wyjechał w lewo czyli pod prąd, oczywiście wiedziałem że tam nie wolno i się zawahałem ale ostatecznej chwili skręciłem w prawo. Serce waliło 3 razy szybciej, bo siedzieliśmy w ciszy i wydawał tylko polecenia. Dojechaliśmy do ronda i kazał mi zawrócić, niestety nie ustąpiłem pierwszeństwa na tym rondzie i egzamin zakończony. Byłem mega wnerwiony na siebie i już prawie miałem powiedzieć coś temu egzaminatorowi ale się powstrzymałem. W ciszy wróciliśmy do WORDU. Jak by tego było mało na koncie zabrakło mi kasy aby opłacić następny egzamin. Wróciłem tego samego dnia (terminy były już na następny miesiąc najszybciej) i opłaciłem egzamin który będę miał już jutro.
Wracając do tematu, wszystko przez stres i nerwy, bo jeżdżąc z zaprzyjaźnionym instruktorem nie popełniam błędów.
Macie jakieś sposoby jak zapanować nad stresem? Sama myśl że jutro mam egz. wywołuje u mnie niepokój i strach.