Cześć,
Dzisiaj po raz trzeci nie zdałam egzaminu na prawo jazdy- Warszawa- ul. Radarowa. Zacznę od początku- kurs rozpoczęłam w październiku 2014, w 4 miesiącu ciąży, w listopadzie i przez połowę grudnia wyjeździłam 30 h jazd. Instruktor był w miarę ok, cierpliwy, miły, jednak małomówny i mam wrażenie że mało surowy- chyba z racji tego że nie chciał mnie "stresować" w ciąży. Po paru godzinach jazd nauczył mnie łuku "na sposób" oraz górki- co pare dni robiłam plac i zarówno górka jak i łuk nie sprawiały mi żadnego problemu. Bardzo mało czasu poświęcił na parkowanie czy zawracanie, raczej skupialiśmy się na jezdzeniu po mieście. Nigdy nie mówił że jeżdżę świetnie, ale też nigdy nie mówił że jeżdżę źle- twierdził że teraz to prawie wszyscy już zdają egzamin praktyczny i jak kogoś stres nie zje to nie ma żadnego problemu. Kiedy prosiłam żeby powiedział mi nad czym powinnam popracować to mówił, że czasami niewystarczająco zwalniam na zakrętach, lub że zdarza mi się pojechać mało dynamicznie.
Optymistycznie przystąpiłam do teorii już w grudniu i zdałam za pierwszym razem. Następnie zapisałam się na egzamin praktyczny na początku stycznia- dzień wcześniej mąż dał mi poćwiczyć w garażu manewry parkowania żebym sobie odświeżyła trochę jazdy.
Egzamin nr 1- gdy tylko wsiadłam do auta na łuku puściłam pedał sprzęgła zbyt gwałtownie i samochód uderzył mi w pachołek przodem. Przyzwyczajona byłam do sprzęgła naprawdę zajechanego- to w nowym samochodzie mnie zadziwiło bo chodziło bardzo lekko- wystarczyło delikatnie odpuszczać a samochód jechał- wynik negatywny.
Egzamin nr 2- nauczona poprzednim doświadczeniem uważałam od początku za sprzęgło- znowu było leciutkie- jak to w nowym aucie- tym razem łuk i górka bez żadnego problemu. Miasto- wymuszenie pierwszeństwa zmieniając pas ruchu- wynik negatywny.
Dzien przed egzaminem trzecim 2 h jazd doszkalających w okolicach radarowej- u innego instruktora- mówił że jeżdżę w porządku- plac kilka razy bez problemu. Następnie 2 h parkowania z mężem w garażu podziemnym wieczorem, wiec czułam że dałam z siebie naprawde ile mogłam i sie przygotowałam.
Egzamin nr 3- łuk ok, ale za to górka totalna porażka- dwa razy zgasł silnik (ogromne zaskoczenie bo nigdy wczesniej nie zgasło mi auto na górce)- zbyt gwałtowne opuszczenie sprzegla- cala noga mi latała ze stresu po pierwszej nieudanej próbie, nie mogłam jej utrzymać.
I teraz moja prośba o radę, czy ktoś z Was był w takiej sytuacji, czy to możliwe że stres aż tak bardzo paraliżuje mnie że nagle górka okazuje sie byc wyzwaniem? Czy może są jakieś kobiety które właśnie w ciąży obserwują u siebie taki brak skupienia pomieszany ze stresem co skutkuje takim wynikiem? Czy lepiej odpuścić ten egzamin i poczekać do czasu po porodzie, aż te wszystkie hormony opadną- może wtedy będe spokojniejsza?
Jestem w 8 miesiącu ciąży, czuje sie w niej świetnie, brzuch nie utrudnia mi jazdy. Moim celem który sobie postawiłam jest zdanie prawa jazdy przed porodem, bardzo zależy mi na tym i staram się przygotowac sumiennie do każdego egzaminu.
Jednak jak wiadomo po każdej porażce samoocena spada i człowiek zaczyna wątpić w swoje umiejętności.
Pomyślałam że może powinnam wykupić sobie 4-6 h w okolicach radarowej np. 3 dni z rzędu i codziennie jeździć, codziennie też poswiecac troche czasu na placu i zapisać się na egzamin za pare dni aby zaraz po zakończonych jazdach podejść do egzaminu jeszcze raz.
Czy macie jakieś sprawdzone rady jeżeli chodzi o egzamin? Mam wrażenie że mi po prostu za bardzo zależy, dzień przed egzaminem chodzę cała zdenerwowana- nie śpię prawie całą noc i myślę o tym czy zdam, staram się do wszystkiego "perfekcyjnie" przygotować, wszystko sobie zaplanować.
Z góry dzięki za wszystkie sugestie i proszę o pomoc. Może ktoś z was ma sprawdzonego instruktora w okolicach radarowej który byłby gwarancją sukcesu?
Pozdrawiam
Agnieszka