Czytam te forum właściwie od rozpoczęcia kursu prawa jazdy. I niestety wczoraj zwątpiłem już poważnie w swoje umiejętności. Pomijając fakt, że teorię zdałem za drugim razem, jeszcze to jakoś uszło. Ale z brakiem zdanej praktyki nie mogę się pogodzić. Pierwsze podejście zakończyło się po 22 minutach i wymuszeniu na ostatnim miejscu kolizyjnym przy zawracaniu na skrzyżowaniu z wyspą. Okej, pogodziłem się. Pierwsze podejście, jechałem naprawdę dobrze, czułem się świetnie w tym dniu za kierownicą. Niestety, musztardą po obiedzie była pozytywna ocena mojej jazdy przez egzaminatora po przesiadce. Drugie podejście, po 3 tygodniach przerwy, bez dodatkowych jazd. Odbiło się i to poważnie, znajomość przepisów ta sama, ale panowanie nad autem to tragedia. Cud, że trafiłem na spokojnego egzaminatora, który mimo masy gaf, nic się nie odzywał. Zbliża się 40 minuta egzaminu, wszystkie niezbędne punkty z arkuszu zaznaczone P. Ostatni lewoskręt na sygnalizacji kolizyjnej, potem już tylko jedno ustąp i prosta droga do WORD-u. Nie wierzyłem w to co zrobiłem... Wjechałem na skrzyżowanie na trójce, z naprzeciwka cisnęła ciężarówka, spokojnie bym zdążył, ale pomyślałem, że nie ma co kusić losu, poczekałem i puściłem ją i źle zrobiłem. Chciałem ruszyć z trójki, utknąłem na lewym pasie, nic już z naprzeciwka nie jechało. Szybko odpaliłem auto i chciałem zjechać na prawy pas, wtem hamulec. Po egzaminie. Auta stojące w poprzek dostały zielone, skupiłem się tylko na samochodach jadących z naprzeciwka. Nie wierzyłem, że to się dzieje naprawdę... Egzaminator z wielkim smutkiem jedynie skwitował; "Co Pan najlepszego zrobił? Ostatnie skrzyżowanie! Przecież już wracaliśmy!", po przesiadce spytał się, która to była próba, powiedziałem, że druga na co usłyszałem "I dziś miała być już ostatnia". Co ja najlepszego zrobiłem?
Pytanie kierowane do ludzi, którzy podchodzili po kilka razy: Jak reagowaliście po następnych niezdanych próbach? Mieliście ochotę dać sobie spokój? Braliście dodatkowe jazdy przed kolejnymi próbami? Osobiście, w OSK miałem świetnego instruktora, nie czułem żadnych braków w przygotowaniu do egzaminu. Niestety inne aspekty wzięły górę, za pierwszym razem gapiostwo, za drugim stres...
Ludzie, którzy oblewają na placu; Cieszcie się, że na nim oblewacie, ogólnie lipa w ogóle nie zdać, ale po prawie 40 minutach jazdy, można się załamać. Tyle się najeździłeś, tyle narobiłeś a i tak jeden wielki chu z tego wyszedł.
Cóż nie poddajemy się 10.01. Kolejny termin. Do trzech razy sztuka. Nie chcę tylko wpaść w wir egzaminów i (nie) zdawać ich seriami.