Po cholere te cale WORDY i szkolki?

W tym miejscu zamieszczamy posty związane z egzaminami

Moderatorzy: ella, klebek

Re: Po cholere te cale WORDY i szkolki?

Postprzez lith » poniedziałek 25 sierpnia 2014, 01:37

prawicowiec napisał(a):
ks-rider napisał(a):
prawicowiec napisał(a):Uważam jednak, że minimum nauki powinno być, ale 30h to zdecydowanie za dużo, moim zdaniem podstawowo powinno być 15h, i bezpłatne dodatkowe 15 jak ktoś sobie naprawdę nie radzi.



Zapytam sie tak z ciekawosci kto niby bedzie mial 15 godzin szkolic ? Swiety Mikolaj ? A moze Zajaczek Wiekanocny ?

Faktycznie, źle to mogło zabrzmieć. Miałem na myśli, że płacę za kurs i obowiązkowo wg WORDu przed egzaminem mam mieć 15h, ale jeśli sobie nie radzę, to szkoła MUSI mi zapewnić te 15h. Chodzi po prostu o to, że jak z rodzicami bardzo często przed kursami jeżdzą to już mają wyłapane trochę techniki, a 15h na mieście wystarczy.

Czyli płacisz za 30h kurs, a jak sobie w miarę radzisz to kończysz po 15, a opłacone 15 'przepada'.... hmmm.. ja tam bym się czuł w takim układzie wy... bez mydła :shock: Jak zapłaciłem to chcę wyjeździć. No chyba, że komuś tylko papierek potrzebny, a egzamin to formalność, bo przecież technikę opanował z wujkiem Staszkiem za stodołą.
Avatar użytkownika
lith
 
Posty: 7569
Dołączył(a): niedziela 17 maja 2009, 21:09
Lokalizacja: E-g/Gda

Re: Po cholere te cale WORDY i szkolki?

Postprzez szerszon » poniedziałek 25 sierpnia 2014, 07:14

. No chyba, że komuś tylko papierek potrzebny,

Handel papierkami ? :wink:
a egzamin to formalność,
:wow:
bo przecież technikę opanował z wujkiem Staszkiem za stodołą.

Zimny łokieć ? Mydełko Fa ? :spoko:
szerszon
 
Posty: 16316
Dołączył(a): sobota 11 lipca 2009, 15:03

Re: Po cholere te cale WORDY i szkolki?

Postprzez szerszon » poniedziałek 25 sierpnia 2014, 14:15

Nie wierzymy w statystyki. I w to, że wsiadając do auta, możemy zginąć. Ale na polskich drogach codziennie toczy się gra o życie. Jesteśmy w ogonie Europy, jeśli chodzi o bezpieczeństwo

Wyobraźmy sobie, że polskie drogi to gra komputerowa: ponad 900 miast, 43 tys. wsi połączonych drogami o długości 300 tys. km, z czego niespełna 3 tys. km to drogi szybkiego ruchu. Puszczamy na nie 15 mln osobówek, prawie 3 mln dostawczaków oraz ciężarówek i prawie 2 mln jednośladów. W sumie 20 mln pojazdów. Jak sobie radzą? Nieźle. Mozolnie, ale płynnie suną od punktu do punktu. Nuda, to zbyt wyidealizowany obraz. Zwiększamy więc stopień trudności: dodajemy roboty drogowe w mniej więcej 200 miejscach, koleiny na jednej trzeciej dróg, do tego dziury, wystające studzienki, progi zwalniające, przejazdy kolejowe i bramki na autostradach. Stawiamy za dużo znaków drogowych. I to tu, to tam - źle skalibrowaną sygnalizację świetlną. Wciskamy Enter i

Oj, dzieje się, ruch przestał być płynny, korki powstają w każdym większym mieście. Ale my jeszcze zwiększamy dramaturgię: podwyższamy średni wiek aut do 15 lat. Puszczamy ciężki ruch tranzytowy - ponad 2 mln ciężarówek oraz 12 mln osobówek. I lekki osobowy - kilkanaście milionów pieszych, rowerzystów i motocyklistów. Jeszcze tylko dajemy 100 dni deszczowych, 30 dni z mrozem i 5 z upałem. I pół miliona kierowców jeżdżących pod wpływem alkoholu, leków, narkotyków i używek. Gotowe. I co teraz?

Ups 356 tys. kolizji i wypadków, ponad 3,3 tys. zabitych i 44 tys. rannych. Chyba przesadziliśmy. Zerkamy przez ramię. Tak ostro nie gra się w innych krajach Unii. Gorzej jest tylko w Rumunii - 92 ofiary śmiertelne na milion mieszkańców. My jesteśmy o pięć ofiar lepsi, ale aż o 35 gorsi od unijnej średniej. Nie mówiąc o Szwecji, Danii czy Wielkiej Brytanii, gdzie ryzyko śmierci na drodze jest trzykrotnie niższe. W Europie to ryzyko spada o 8 proc. rocznie. U nas - o 6 proc. Wniosek?

Na polskich drogach dzieje się dużo złego. Reguły gry są zbyt brutalne, poprawa zbyt powolna, a skutki zbyt dotkliwe jak na europejskie standardy. W 2012 r. wypadki drogowe i kolizje pochłonęły 34,5 mld zł, a więc 1,9 proc. PKB kraju lub równowartość 870 km autostrad.

Śmierć na prostej drodze

Kto pracuje w dużej firmie, potwierdzi: jeśli jesz z kimś obiad albo jedziesz windą i niebawem widzisz jego nekrolog, to zwykle przez nowotwór złośliwy lub wypadek samochodowy. Czasem naprawdę niewiele trzeba. Agnieszka wracała z zajęć - 24 lata, studia podyplomowe, jedynaczka. Jechała "maluchem" do rodziny pod Warszawą. Wolno, uważnie, bo piątek i tłoczno. Prawym pasem. Jadący przed nią tir zjechał na lewo i zwolnił, by zawrócić. Być może w ciemności nie zauważyła, że koniec naczepy "zaszedł" na jej pas. Świadkowie mówią, że uderzenie nie było silne - "maluch" po prostu odbił się bokiem od krawędzi naczepy i stanął na poboczu. Gdy go otworzyli, dziewczyna jakby spała. Tylko za lewym okiem miała siniaka - musiała uderzyć skronią o środkowy słupek. To wszystko. Zmarła dwa tygodnie później, nie odzyskawszy przytomności. Nie piła, nie szarżowała, nie gadała przez komórkę. Spokojnie jechała swoim pasem. Jak mawiają Anglosasi, znalazła się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. I idealnie wpisała się w statystyki.



Anatomia wypadków

Niektóre miejsca są jakby predestynowane do nieszczęść. Podobnie z porami dnia, tygodnia i roku. Gdzie i kiedy drogi są najgroźniejsze? Przyjrzyjmy się wypadkom śmiertelnym. Dwie trzecie zdarza się na prostym odcinku drogi. Ponad dwie trzecie ofiar ginie na miejscu. Pozostali - jak Agnieszka - umierają w szpitalu w ciągu 30 dni. Choć w obszarach zabudowanych i niezabudowanych wypadków jest tyle samo, bardziej tragiczne są te drugie - ginie w nich więcej osób, i to od razu. Ofiary wypadków w miastach umierają dłużej. Oto sytuacje, w których najłatwiej stracić życie.

Zderzenie boczne - 598 zabitych

Typowy scenariusz: jedziemy główną drogą. Z podporządkowanej wyjeżdża inne auto. Zwalnia, czasem przystaje, a po chwili rusza. Jakby droga była pusta.

A oto jeden z bardziej tragicznych przykładów: rodzina i znajomi stłoczeni w jednym aucie - siedem osób w pięciomiejscowym polonezie. Kierowca chce przeciąć krajową siódemkę - po dwa pasy w każdą stronę. Udaje się połowicznie - dobrze widzi nadjeżdżających z lewej, ale nie widzi tych z prawej, bo widok zasłania mu ośmioletnia dziewczynka siedząca na kolanach babci. Gdy więc dojeżdża do pasa zieleni rozdzielającej jezdnie, staje i pyta: "Jak tam z prawej, można?". "Można" - nie wiedzieć czemu odpowiada dziewczynka. Kierowca rusza wprost pod forda transita jadącego 80 km/godz. Trzy osoby giną na miejscu, trzy umierają w szpitalu.

Mimo że tak częste, to jedne z bardziej kuriozalnych wypadków. Przyczyną nie jest nadmierna prędkość, niesprawność pojazdu czy stan dróg, lecz jedynie błędna ocena sytuacji. W przeciwieństwie do kierowcy poloneza sprawcy zazwyczaj widzą, a przynajmniej mają w polu widzenia, pojazd, pod który się ładują. - Czasami doprawdy trudno uwierzyć w to, co kierowcy robią - mówi Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej Policji. - Zwłaszcza że w tym przypadku za błąd płacą swoim zdrowiem lub życiem. Bo to zwykle sprawca staje się ofiarą.

To wynika z konstrukcji auta - z przodu i z tyłu są strefy zgniotu, czyli ukryte w nadwoziu wzmocnienia. Z boku nie ma na nie miejsca - głowę kierowcy dzieli od krawędzi auta góra 40 cm. A jej uraz - jak u Agnieszki - czasem przesądza sprawę. Zwykle dochodzą jeszcze obrażenia szyi, klatki piersiowej, miednicy i brzucha.

Czasem jednak sprawcy udaje się uniknąć śmierci i sprowadzić ją na innych. Wtedy gdy kierowca innego auta stara się ominąć intruza. I wpada z deszczu pod rynnę. Jak kierowca mercedesa sprintera na krajowej 75 w Małopolsce: nie chcąc uderzyć w wymuszającego pierwszeństwo volkswagena golfa, odbija w lewo. Bus ociera się o dwa inne pojazdy i dachuje. Dwie osoby giną, dziewięć zostaje rannych. A wystarczyło, by kierowca golfa odczekał kilka sekund.

Płyną z tego dwa wnioski:

Dla kierowcy na podporządkowanej - wymuszanie pierwszeństwa to niemal samobójstwo. Jeśli ktoś zginie, to najpewniej ty.

Dla kierowcy na drodze z pierwszeństwem - jadąc szybko lub widząc jadący z przeciwka pojazd, nie omijaj intruza, bo możesz tego nie przeżyć. Po prostu hamuj.

Zderzenie czołowe - 537 zabitych

Widok rosnącego w oczach i sunącego prosto na ciebie pojazdu to jeden z największych drogowych koszmarów. Mimo że takich zderzeń jest trzy razy mniej niż bocznych, pochłaniają niemal tyle samo ofiar. Powodem jest sumująca się prędkość obu aut - zwykle do wartości trzycyfrowych, a więc dużo wyższych niż przy testach zderzeniowych (50 lub 64 km/godz.). To, że nie ma u nas dnia bez takiego koszmaru, wynika m.in. z dróg - w ogromnej większości jednojezdniowych z pasami ruchu oddzielonymi jedynie białą linią - oraz z obfitości tirów narzucających tempo jazdy. Chcąc jechać szybciej, kierowcy osobówek wyprzedzają je, gdzie tylko mogą. Lub gdzie nie mogą, czyli na zakrętach i wzniesieniach. Tak jak kierowca bmw, który w połowie sierpnia pod Bydgoszczą ciężko ranił trzy osoby i zabił trzy kolejne, w tym siedmioletnią dziewczynkę. Okazało się, że na łuku drogi mimo podwójnej ciągłej linii wyprzedzał kolumnę tirów, doprowadzając do zderzenia z prawidłowo jadącą mazdą.

Ale bywają też zagadkowe wypadki. Gdy na prostej drodze auto nagle skręca na przeciwny pas, np. wprost pod ciężarówkę, zwykle podejrzewa się zaśnięcie bądź zasłabnięcie kierowcy. Jednak amerykańscy, australijscy i kanadyjscy eksperci ustalili, że aż 1,7 proc. wszystkich wypadków ze skutkiem śmiertelnym to... ukryte samobójstwa.

Wniosek: wyprzedzanie zaczynaj z wyprzedzeniem. Zjeżdżając na lewy pas, 30-50 metrów wcześniej będziesz miał lepszą ocenę sytuacji przed swoim i wyprzedzanym autem.

Uderzenie w drzewo - 473 zabitych

Renault laguna, a w nim rodzice i trzyletnie dziecko. Wracają z wakacji. Matka odwraca się, by obetrzeć córeczce nos. Nie może dosięgnąć, więc na chwilę odpina pasy. Dziecko płacze, tata uspokaja je zza kierownicy. Niechcący zjeżdża na pobocze. Z impetem uderzają w drzewo. Auto i kobieta. Najbardziej znany polski tanatopraktor (specjalista od kosmetyki pośmiertnej) musi rekonstruować jej głowę.

Lubuskie, Warmińsko-Mazurskie, Kujawsko-Pomorskie i Zachodniopomorskie - tam najwięcej kierowców traci życie przez przydrożne drzewa, które ciasno okalają jezdnię i nie są od niej oddzielone nawet rowem. To malownicze zagrożenie jest obok zderzeń czołowych polską specyfiką. W lutym 13 dzieci zostało rannych, gdy autobus szkolny uderzył w drzewo koło Pasymia. W marcu 10, koło Działdowa.

Drzewa są częstym elementem tzw. wypadków po dyskotece z udziałem aut wypełnionych nastolatkami. Ale mogą też zakończyć życie każdego kierowcy (lub pasażera), gdy jego auto wpadnie w poślizg na lodzie czy śniegu.

Wniosek: zadrzewione pobocza nie wybaczają błędów. Jedyny sposób to noga z gazu, pełna koncentracja i ciasno zapięte pasy. A gdy zbliżamy się do drzewa, nie patrzmy na nie, tylko obok.

Najechanie na pieszego - 1130 zabitych

Tu jesteśmy niechlubnym unijnym liderem. Czy to w liczbach bezwzględnych, czy w przeliczeniu na milion mieszkańców. Wśród śmiertelnych ofiar co piąty pieszy to Polak. W Polsce 10 razy bardziej narażony na śmierć niż w Szwecji czy Danii. To wina infrastruktury - braku kładek i przejść podziemnych, za to licznych przejść dla pieszych nawet na trzypasmówkach. Ale nie tylko.

W Częstochowie pijany mężczyzna wchodzi na pasy i się przewraca. Widzący to kierowca zatrzymuje auto przed przejściem i włącza światła awaryjne. Inny, jadący golfem, nie dość, że ignoruje ostrzeżenie, to jeszcze wygraża tamtemu kierowcy, że tamuje ruch. I... przejeżdża leżącego mężczyznę. Po czym skręca w boczną uliczkę, wysiada i włącza się w tłum gapiów. Zostaje rozpoznany. - Myślałem, że to kamień - tłumaczy policji, dlaczego nie udzielił pomocy mężczyźnie, którego przejechał.

W Warszawie na trzypasmowej jezdni zatrzymują się dwa auta. Trzecie - jadące najszybszym pasem - nie. I na miejscu zabija przechodnia. Sprawca jest zszokowany i zaskoczony. Nie przyszło mu do głowy, że inni kierowcy mogą zatrzymać się "tylko po to, by przepuścić przechodnia" na pasach.

Wielu pieszych ignoruje zagrożenie i wchodzi na jezdnię, nie oglądając się na boki. Owszem, we Francji czy Norwegii uszłoby to na sucho. Tam kierowca musi ustąpić pierwszeństwa pieszemu, który zbliża się do przejścia. U nas dopiero wtedy, gdy się na nim znajdzie.

Osobnym problemem są pijani piesi, którzy wyczyniają na drogach niestworzone rzeczy: np. kładą się na jezdni, stoją na niej jak słup lub wchodzą wprost pod koła. W zeszłym roku 460 pieszych przypłaciło takie zachowanie życiem. Wraz z innymi niechronionymi użytkownikami dróg, jak rowerzyści, motorowerzyści czy motocykliści, piesi stanowią ponad połowę wszystkich ofiar wypadków drogowych. Tu nie widać poprawy. Przeciwnie. Ofiar będzie przybywać tak jak jednośladów. Najbardziej ryzykują motocykliści - ktoś, kto przesiada się z samochodu na motocykl, podwyższa ryzyko śmierci aż 20-krotnie. Większość ginie w podobny sposób, np. wyprzedza kolumnę aut, z których jedno skręca nagle w lewo. Motocykl w nie uderza, motocyklista wylatuje w powietrze i spada często wprost pod koła nadjeżdżającego z przeciwka auta.

Albo z podporządkowanej drogi nagle wyjeżdża samochód. Z podobnym skutkiem. Sprawca tłumaczy, że nie widział motocykla, bo ten jechał za szybko. I często ma rację.

Co ciekawe, podobnie tłumaczą się kierowcy, gdy potrącą rowerzystę na pasach. I też nie bez racji. Kiedyś, skręcając w prawo, sam dałem się zaskoczyć rowerzyście, który pojawił się nie wiadomo skąd tuż przed maską. A tak naprawdę wyjechał z martwego pola utworzonego przez przedni słupek nadwozia. Niektórzy zachowują się jak torreadorzy, lawirując między pieszymi i pojazdami w rytm muzyki ze słuchawek, którymi izolują się od świata. Niestety, w starciu z autem tym bardziej są bez szans. Co roku 500 trafia na cmentarz, a 5 tys. do szpitala - często jako ofiary niezawinionych przez siebie wypadków. Ryzyko śmierci rowerzysty jest w Polsce cztery razy większe niż w większości państw Unii. Kierowcy ich ignorują, wymuszają pierwszeństwo, zajeżdżają drogę, spychają. Oni zaś zaskakują kierowców nagłą zmianą kierunku jazdy. Najcięższe grzechy rowerzystów - brak oświetlenia i nietrzeźwość - są dużo rzadsze niż kiedyś.

Wniosek: niechronieni uczestnicy ruchu są w Polsce na straconej pozycji nawet wtedy, gdy mają rację. By przeżyć , muszą mieć wyobraźnię i refleks.

Kiedy giniemy?

Najbezpieczniejsze dni to poniedziałek i środa, a miesiące - luty i marzec. Choć najwięcej wypadków jest w piątki między 16 a 17, to najwięcej osób ginie w soboty. Druga połowa roku jest znacznie gorsza niż pierwsza, a najgorszy miesiąc to październik.


http://wyborcza.biz/biznes/1,101716,...ogach_.html#MT
__________________
szerszon
 
Posty: 16316
Dołączył(a): sobota 11 lipca 2009, 15:03

Re: Po cholere te cale WORDY i szkolki?

Postprzez ks-rider » poniedziałek 25 sierpnia 2014, 15:17

prawicowiec napisał(a):
ks-rider napisał(a):Dziadek juz daaaawno nie zyje, ojciec ma 78 lat jeszcze jezdzi.

I co powiesz nt. jego jazdy? Zapewne źle nie jeździ? :)

Kwestia tego, kto siedzi obok lub kto jedzie za nim :mrgreen:

:wink:
ks-rider
 
Posty: 3786
Dołączył(a): sobota 19 grudnia 2009, 21:47

Re: Po cholere te cale WORDY i szkolki?

Postprzez lith » poniedziałek 25 sierpnia 2014, 16:49

@szerszon
Z wymienionych w artykule tylko jeśli chodzi o wyprzedzanie na przejściu widzę większe pole do popisu jeśli chodzi o naukę jazdy. Reszta to kwestia nieuwagi, błędnej oceny, zmęczenia, brawury, agresji na drodze. A drogi jakie mamy tylko to potęgują, bo jak ktoś jedzie po 1 pasmówce przez kilkaset km i co chwilę: tir, teren zabudowany, zakręt, sznur aut z naprzeciwka uniemożliwiający wyprzedzenie, korek, jakieś bez sensu postawione ograniczenie, traktor, dziury - to nawet człowieka spokojnego jak wagon pier... tybetańskich mnichów może wyprowadzić z równowagi, czy zwyczajnie zmęczyć.
Ale na pocieszenie -jak już gdzie pisałem - statystycznie mamy większe szanse zginać w wyniku samobójstwa niż na drodze - jak widać ludzie mają większe problemy w życiu niż jazda samochodem ;)
Avatar użytkownika
lith
 
Posty: 7569
Dołączył(a): niedziela 17 maja 2009, 21:09
Lokalizacja: E-g/Gda

Re: Po cholere te cale WORDY i szkolki?

Postprzez bileterka » poniedziałek 25 sierpnia 2014, 19:01

szerszon napisał(a):
Tak jak kierowca bmw, który w połowie sierpnia pod Bydgoszczą ciężko ranił trzy osoby i zabił trzy kolejne, w tym siedmioletnią dziewczynkę. Okazało się, że na łuku drogi mimo podwójnej ciągłej linii wyprzedzał kolumnę tirów, doprowadzając do zderzenia z prawidłowo jadącą mazdą.


Pozwole sobie dodac kilka szczegolow. Wypadek sie zdarzyl na obwodnicy Szubina gdzie ma byc ograniczenie predkosci w postaci odcinkowego pomiaru czasu. Dwojka pasazerow zginela na miejscu, siedmiolatka z bmw byla godzine reanimowana, a idioci z obu stron mieli pretensje z powodu przestoju. Acha. Malenki szczegolik. Bmw mialo kierownice z prawej strony.

I przepraszam za off. Nad obwodnica jezdze rowerem. Prawie za kazdym razem siadam sobie na wiadukcie (wydzielona kladka dla pieszych), czasem robie fotki, ale glownie obserwuje. I czekam kiedy jak najszybciej zrobia te "bramki pomiarowe", bo widze co sie tam dzieje. 90% niebezpiecznych sytuacji powoduja osobowki. Nie lubie jezdzic ta trasa.
bileterka
 
Posty: 37
Dołączył(a): sobota 26 stycznia 2013, 18:31

Re: Po cholere te cale WORDY i szkolki?

Postprzez kamaaa » poniedziałek 01 września 2014, 11:53

Mam nie odparte wrażenie , że osoby krytykujące założyciela wątku to są pracownicy Word bądz szkółek w których pobiera się kolosalne opłaty za kursy . Też po świece polatałem pracowałem +2 lata w 7 różnych państwach i tylko u nas jest tak totalnie idiotyczny system kształcenia kierowców dodam , że zdałem kurs za granica bo u nas to jest marnotrawstwo pieniędzy i nabijanie kabuzy komu innemu teraz gdybym przepisanego prawa jazdy nie miał jezdził bym bez pewnie lepiej niż niejeden "Egzaminator" .
kamaaa
 
Posty: 5
Dołączył(a): poniedziałek 01 września 2014, 11:29

Re: Po cholere te cale WORDY i szkolki?

Postprzez oskbelfer » poniedziałek 01 września 2014, 12:29

kamaaa napisał(a): Też po świece polatałem pracowałem +2 lata w 7 różnych państwach i tylko u nas jest tak totalnie idiotyczny system kształcenia kierowców dodam , że zdałem kurs za granica bo u nas to jest marnotrawstwo pieniędzy i nabijanie kabuzy komu innemu


No 2 lata i 7 robót -- srednio co 3 miesiące dostawałes szpica bo jesteś nierobem czy inne powody ? Ale jajca - 7 robót hahaha.

teraz gdybym przepisanego prawa jazdy nie miał jezdził bym bez pewnie lepiej niż niejeden "Egzaminator" .


Taaak zapewne - kolejny "miszcz kierownicy " a na dodatek "znafca"

Polacy za granica w 95% zgadzali się z moja opinia tak więc coś tutaj nie chalo z tymi negatywnymi komentarzami panowie "Egzaminatorzy"


chalo :lol:

Wszystkim mającym gotówkę podobną do tej która jest potrzebna na absurdalny Polski egzamin polecam pojechać za granice na 1-2 tygodnie i zrobić to bezproblemowo i bezstresowo ,


chyb ana ukrainie :) sko ncz gimnazjalisto pisac bajeczki...

wcześniej oczywiście wynająć tłumacze przez internet mój znajomy tak zrobił z 10 lat temu kiedy to nie było tak popularne i do tej pory jezdzi bez wypadkowo o ironio .


Oj faktycznie irona :lol:
sorry taki mamy klimat....sorry - na autostradach nie ma skrzyżowań, am sorry
N'attendez pas le Jugement dernier. Il a lieu tous les jours.
Avatar użytkownika
oskbelfer
 
Posty: 3596
Dołączył(a): czwartek 18 września 2008, 19:17
Lokalizacja: Polska

Re: Po cholere te cale WORDY i szkolki?

Postprzez kamaaa » poniedziałek 01 września 2014, 12:36

Ten właśnie post człowieka oceniającego kogoś po poście co jest naturalne tym , że wiekową bądz mentalnie jest na poziomie gimnazjum tylko doskonale wszystkim oświadcza , że mam absolutna racje . Bo właśnie na takim poziomie przeważnie są zwolennicy obecnego systemu egzaminacyjnego w Polsce co po prostu za dużo TVN'u się naoglądali , w ktorym to ciemnocie wciska się jak to u nas wspaniale wszystko działa inne sposoby są złe i bezużyteczne tylko w Polsce jest dobrze . A odpowiadając na twoje pytanie na "poziomie" zmieniałem tak posady tylko i wyłącznie dlatego , że mi lepiej płacili ale może ty lubisz tak jak masz teraz nie oceniam , trzymanie się jednej pracy do upadłego też ma swoje plusy ale dla mnie to bardziej przypomina trzymanie się tonącego brzytwy ale to tylko moje zdanie . Cytując już legendarny tekst "Niektórzy tylko żrą i to im wystarcza "
kamaaa
 
Posty: 5
Dołączył(a): poniedziałek 01 września 2014, 11:29

Re: Po cholere te cale WORDY i szkolki?

Postprzez jasper1 » poniedziałek 01 września 2014, 16:33

@kamaaa
Przejedź się do krajów skandynawskich, to zweryfikujesz swoje umiejętności i polską drożyznę. :lol:
I się zdecyduj czy masz aby to prawko czy nie, bo w innym wątku piszesz o jeżdżeniu bez PJ i chęci zrobienia PJ w Polsce, trollu.
Strach przed porażką, przed wyjściem na głupka to główna przeszkoda w uczeniu się
Genius is one percent inspiration and ninety-nine percent perspiration
jasper1
 
Posty: 2233
Dołączył(a): wtorek 12 lutego 2013, 00:04

Re: Po cholere te cale WORDY i szkolki?

Postprzez ks-rider » poniedziałek 01 września 2014, 22:00

kamaaa napisał(a):...Wszystkim mającym gotówkę podobną do tej która jest potrzebna na absurdalny Polski egzamin polecam pojechać za granice na 1-2 tygodnie i zrobić to bezproblemowo i bezstresowo...


Tak z ciekawosci sie zapytam o jekim kraju mowisz ?

Egipt ? Turcja ? Bangladesz ? Wietnam ?

:wink:
ks-rider
 
Posty: 3786
Dołączył(a): sobota 19 grudnia 2009, 21:47

Re: Po cholere te cale WORDY i szkolki?

Postprzez dylek » poniedziałek 01 września 2014, 23:05

http://www.forum.prawojazdy.com.pl/viewtopic.php?f=2&t=36348&p=360456#p360456

kamaaa napisał(a):(...) jakieś 6 lat temu robiłem kurs w pewnej szkole nauki jazdy potem byłem zmuszony wyjechać za "chlebem" z naszego kraju(...)w word przed wyjazdem przystąpiłem 2 razy do teori której nie zdałem


Kto pamięta jaka była teoria 6 lat temu....ma pełniejszy obraz sytuacji :D

kamaaa napisał(a):granicą używałem auto do pracy bez prawa jazdy , (...)auto było z automatem (...)i teraz cz jest możliwość wynajęcie auta z automatem i zdania na takowym(...)


A kto rozumie, dlaczego manual może być dla kogoś " mniej fajny" - wie sporo więcej ;)

Ja tam obraz "miszcza" już mam nakreślony...
"Szkółki" go nie nauczyły - ni teorii ni manuala...WORDy się czepiają i kasę tylko doją... a on przeca taki dobry kierowca... No sprzysięgli się wszyscy przeciw....ehhhh...co za kraj....
Pozdrawiam z prawego fotela "eLki" :D
Avatar użytkownika
dylek
Moderator
 
Posty: 4648
Dołączył(a): czwartek 01 marca 2007, 22:39
Lokalizacja: Lublin

Re: Po cholere te cale WORDY i szkolki?

Postprzez Sarga » wtorek 07 października 2014, 21:20

Mamy chory system, ale nie mam zielonego pojęcia jak można by to zmienić, więc zamilknę.
Sarga
 
Posty: 7
Dołączył(a): poniedziałek 08 września 2014, 12:17

Re: Po cholere te cale WORDY i szkolki?

Postprzez yarpen » piątek 10 października 2014, 16:23

Ja to bym chciał, żeby był jakiś lepszy "filtr psychologiczny", tzn. aby eliminować idiotów typu "kamieniec pomorski" itp. Ten wariat przecież również zdał egzamin państwowy, ale jak dla mnie powinien odpaść gdzieś właśnie na nieistniejącym etapie eliminacji idiotów i potencjalnych morderców.
Marzenia, wiadomo...
yarpen
 
Posty: 7
Dołączył(a): czwartek 09 października 2014, 15:54

Re: Po cholere te cale WORDY i szkolki?

Postprzez 2jacek2 » czwartek 23 października 2014, 16:20

Odnośnie WORDu w Warszawie (pewnie gdzie indziej jest podobnie).
Żeby się zapisać na egzamin teoretyczny trzeba się zjawić osobiście (lub musi to zrobić osoba upoważniona z dowodem).
Nikogo nie interesuje,że człowiek musi sobie wziąć urlop z pracy dla tak banalnej rzeczy jak zapisanie na egzamin.
Można by prościej przez internet ale po co.
A niech ludzie sobie radzą.
A jaśniepaństwo z WORDU pracuje 8:00-16:00.
2jacek2
 
Posty: 11
Dołączył(a): sobota 21 czerwca 2014, 18:58

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Egzamin na prawo jazdy

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 64 gości