przez appia » niedziela 24 sierpnia 2008, 15:28
Moja pierwsza godzina jazdy śmiało mogłaby się znaleźć w wątku "zabawne sytuacje na kursie"...no, ale tam już co innego opisałam.
Po zapoznaniu się z samochodem i (głównie nieudanych) próbach ruszania na placu instruktor polecił mi wyjazd za bramę.
Miałam oczy większe od głowy, z niczym nie mogłam sobie poradzić, nogi i ręce mnie nie słuchały, haczyłam butem o różne dziwne rzeczy w samochodzie;) zawijałam dywanik, łapałam instruktora za kolano szukając dźwigni zmiany biegów, ogółem masakra :)
W końcu jakimś cudem, przerażona,mokra jak szczur znalazłam się na jednym z większych rond w mieście. I tam przy skręcaniu w lewo nagle samochód zrobił "brm..puff!". Stop i ani dudu. Pełne rozkraczenie na samym środku.
Instruktor na na początku myślał, że to akumulator, więc zarządził
krótki postój dokładnie tam, gdzie byliśmy. Z całym spokojem pomiędzy trąbiącymi i pukającymi się w głowę kierowcami obok, rozłożył swoje papiery i oświadczył:"skoro i tak musimy tutaj postać, to równie dobrze może mi pani teraz podpisać jazdę":)
Jednak nie to było najśmieszniejsze w całej tej sytuacji.
Najśmieszniejsze nastąpiło, kiedy do naszej eLki podeszła (pieszo!) jakaś dziewczyna, zapukała w okno, po czym z miłym uśmiechem poprosiła:"czy mogliby się państwo trochę przesunąć, bo... koleżanka boi się wyprzedzić!":)
Well...byłam wtedy pewna, że już nigdy w życiu nie wsiądę do samochodu...
Tymczasem owszem, wsiadłam, jeździłam (i jeszcze ciągle jeżdżę) dwoma innymi samochodami, z dwoma innymi instruktorami, miałam jeszcze kilka barwnych przygód, a moje opowieści z serii "nauka jazdy" są ostatnio clou wszelkich spotkań rodzinnych i towarzyskich:)
[Co do koordynacji ruchowej- jest duży postęp :)]