Kurs kat. B, czyli moja tragedia...

Tutaj możecie zamieszczać opinie dotyczące kursów na prawo jazdy

Moderatorzy: ella, klebek

Kurs kat. B, czyli moja tragedia...

Postprzez Dave123 » niedziela 04 lutego 2018, 10:05

Witam wszystkich :)
Doskonale zrozumiem poirytowanie niektórych osób, ponieważ wiem, iż jest to n-ty temat o takiej samej tematyce jednak bardzo zależy mi na opinii zarówno osób doświadczonych, jak i kursantów którzy przechodzą, lub przechodzili przez to co ja.
Zacznę od początku. Generalnie wolno się uczę jeździć samochodem. Wiem, wiem jedni uczą się szybciej, inni wolniej. Obecnie mam wyjeżdżone 24 godziny kursu i za nic w świecie nie podejdę do egzaminu po 30 godzinach. Szkoda czasu i pieniędzy kiedy wiem, że mi się nie uda. Mój problem polega na tym, że ja podświadomie analizuję dokładnie sytuacje na drodze co przekłada się na dłuższe wykonywanie manewrów. Dodatkowo czasem nie zauważam znaków. Ostatnio z tym jest lepiej, ponieważ być może nawet tutaj wyczytałem, iż należy się skupiać na tym co się dzieje daleko zamiast nerwowo skupiać się co dzieje się przed samochodem i taka prosta rada naprawdę pomogła. Teraz staram się zauważać znaki od razu po zakręcie i tu jest ciut gorzej. Czasami zgaśnie mi samochód i choć teraz już bardzo rzadko odskoczy mi bieg. Jednak wciąż popełniam masę błędów. Przez większość czasu jeżdżę z instruktorem który krzyczy na mnie kiedy popełnię błąd co sprawia, że usilnie staram się nie zrobić tej jednej wpadki i z racji tego popełniam inne błędy. Początek jazdy jest to czas kiedy idzie mi najlepiej jednak im większa ilość wpadek tym gorzej. Każdy teraz powie, że powinienem zmienić instruktora i faktycznie chcę spróbować z kimś innym gdy wyjeżdżę obowiązkową ilość godzin. Nie chcę zmieniać teraz z racji tego, że terminy jazd się przesuną, a ja bardzo nie chcę robić kolejnych przerw, ponieważ sam się przekonałem jaki to ma zły wpływ. Tak jak mówiłem, za wolno reaguję, w ataku paniki mam "amnezję" i zapominam jak wykonuje się dany manewr co jest bardzo niebezpieczne. Wyjeździłem tyle godzin, a ja czuję się jedynie ciut pewniej w porównaniu do początku, ciągle jeżdżę spięty. Moją zmorą są ronda, nie takie zwykłe po ruchu okrężnym, lecz trochę udziwnione i myślę, że chociaż część z Was wie o co mi chodzi.
Mam determinację żeby nauczyć się jeździć, chcę być odpowiedzialnym kierowcą który prowadzi samochód bezpiecznie i przepisowo, brawura podczas jazdy mnie nie obchodzi, nie po to poszedłem na kurs. Zauważyłem jednak, że efekty przychodzą bardzo wolno, a obserwacja drogi podczas bardziej skomplikowanych (dla mnie) manewrów. np jak zmiana kierunku jazdy z wykorzystaniem infrastruktury wyjeżdżając tyłem jest dla mnie trudna, ponieważ gorączkowo rozglądam się na wszystkie strony. Ciągle słyszę, że po 24 godzinach powinno być lepiej, że błędy które zdarza mi się popełniać są karygodne na tym etapie jazd. Widzę to sam po sobie. Zakorzeniła się gdzieś myśl, którą ciężko mi odepchnąć, że być może się nie nadaję chociaż nie chcę w to wierzyć. Chcę się dowiedzieć, czy były osoby, które miały takie bądź większe problemy, które czasami nie "ogarniały" drogi, które wolniej reagowały i czy udało im się to przezwyciężyć. Chcę też się dowiedzieć, czy warto abym kontynuował naukę? Powiedziałbym, że tak jednak sam zauważam, że do tej pory nie czuję się pewnie, a niepewny kierowca jest tak samo niebezpieczny, jak ten który jest zbyt pewny siebie.
Serdecznie pozdrawiam.
Dave123
 
Posty: 2
Dołączył(a): niedziela 04 lutego 2018, 09:32

Re: Kurs kat. B, czyli moja tragedia...

Postprzez kolezankafilizanka » poniedziałek 12 lutego 2018, 09:48

Dave123 napisał(a):Witam wszystkich :)Chcę też się dowiedzieć, czy warto abym kontynuował naukę? Powiedziałbym, że tak jednak sam zauważam, że do tej pory nie czuję się pewnie, a niepewny kierowca jest tak samo niebezpieczny, jak ten który jest zbyt pewny siebie.


Nie poddawaj się. Przyjdzie taki moment, że pójdziesz do przodu. Co do tego nie ma reguł, np. ja wyjeździłam 88 h, bo się bałam. Z mojego doświadczenia wynika też, że wiele dobrego czyni presja: brakuje czasu, pieniędzy, instruktora u boku, i człowiek zaczyna mobilizować się jak nigdy w życiu...
Co do szczegółów, niech się wypowiedzą tu piszący instruktorzy.
--
Kat. B od X 2016. Uczyłam się w clio, a teraz wio!
kolezankafilizanka
 
Posty: 251
Dołączył(a): wtorek 25 października 2016, 11:21
Lokalizacja: Wrocław

Re: Kurs kat. B, czyli moja tragedia...

Postprzez szerszon » poniedziałek 12 lutego 2018, 09:51

Wydzierający sie instruktor to pomyłka.To blokuje.
szerszon
 
Posty: 16316
Dołączył(a): sobota 11 lipca 2009, 15:03

Re: Kurs kat. B, czyli moja tragedia...

Postprzez Cyryl » poniedziałek 12 lutego 2018, 22:44

masz tu dwie rzeczy, których zrobienie jednocześnie sprawia Ci kłopot:
1. panowanie nad pojazdem,
2. obserwacja drogi i podejmowanie decyzji.
najlepiej jakbyś mógł ćwiczyć je oddzielnie, a jak dojdziesz do wprawy oddzielnie, trzeba by dopiero połączyć.
1. panowanie nad pojazdem można ćwiczyć chodząc na gokarty. w większych miastach są takie tory, mini tory, gdzie można pojeździć. oczywiście prowadzenie takiego pojazdy wygląda trochę inaczej niż samochodu dopuszczonego do ruchu, ale wyrabia to koordynację ruchową i przyspiesza reakcję, co ważne błędy nie są obciążone konsekwencjami.
2. drugą rzecz możesz ćwiczyć jeżdżąc rowerem, znaki, sygnalizacja świetlna inni użytkownicy - to wszystko jest to samo, ale jedziesz pojazdem, który znasz i nie masz kłopotów z opanowaniem go (mam nadzieję, że nie mylę się).

kolejna sprawa to instruktor.
ponieważ nie masz rewelacyjnych efektów, jeżeli zażądasz w OSK zmiany instruktora, to podejrzewam, że wiele na tym nie stracisz. a może nowy nowymi metodami pomoże Ci osiągnąć lepsze wyniki?
Cyryl
 
Posty: 2495
Dołączył(a): niedziela 01 stycznia 2017, 19:54
Lokalizacja: Wrocław

Re: Kurs kat. B, czyli moja tragedia...

Postprzez jasper1 » wtorek 13 lutego 2018, 07:48

Dave123, znajdź sobie instruktora, który zamiast wrzeszczeć będzie Ci pomagał wyeliminować błędy, są na to techniki w ramach których uczysz się łączyć czynności w sekwencje tak, by nic Ci nie umknęło, uczysz się obserwacji drogi w różnych momentach o czym wspomniałeś. Dobrym pomysłem dla Ciebie jest też jeżdżenie więcej z mniejszą prędkością (miejsca z ograniczeniami, a nie bycie zawalidrogą) do czasu aż zaczniesz szybciej ogarniać wszystkie czynności razem.
Co do pomysłów Cyryla: ten z gokartem przyniesie moim zdaniem efekt odwrotny od zamierzonego - zaburzy budowanie automatyzmów dotyczących samochodu, ale ten z rowerem jest bardzo dobry. Generalnie warto wykorzystywać czas na drodze (jako pieszy, pasażer) na obserwację "oczami kierowcy".
Strach przed porażką, przed wyjściem na głupka to główna przeszkoda w uczeniu się
Genius is one percent inspiration and ninety-nine percent perspiration
jasper1
 
Posty: 2233
Dołączył(a): wtorek 12 lutego 2013, 00:04

Re: Kurs kat. B, czyli moja tragedia...

Postprzez ks-rider » wtorek 13 lutego 2018, 11:40

Dave,

generalnie masz zdrowe podejscie do tematu, nie kazdemu nauka przychodzi latwo.

Z ciekawosci zapytam sie w jakich sytuacjach ten Kolo sie wydziera.

Pogadaj z nim na ten temat, jezeli sie nie zmieni to sie rozstancie, bo chamia nie pasuje

:wink:
ks-rider
 
Posty: 3786
Dołączył(a): sobota 19 grudnia 2009, 21:47

Re: Kurs kat. B, czyli moja tragedia...

Postprzez Cyryl » wtorek 13 lutego 2018, 17:00

jasper1 napisał(a):...ten z gokartem przyniesie moim zdaniem efekt odwrotny od zamierzonego - zaburzy budowanie automatyzmów dotyczących samochodu...


przerabiałem to i z powodzeniem.
naciskanie pedałów, innych bo innych, ale nogi ćwiczą, nabywają precyzji.
ręce kręcą do zamierzonego promienia skrętu, inaczej, ale proces przyczynowo - skutkowy bardzo podobny,
obserwacja toru jazdy, korygowanie go również inne, ale zasady podobne.
no i najważniejsze: jazda z kimś na czas, podzielność uwagi prowadzenie, obserwacja drugiego pojazdu, reakcja na jego zachowanie.
samo przyzwyczajenie się do podejmowania szybkich decyzji, to bardzo dużo.

dużo rzeczy jest w szczegółach innych - zgadzam się, ale same zasady bardzo podobne.
zawsze dużo łatwiej nauczyć jeździć samochodem osobowym kogoś, kto biegle jeździ gokartem, nawet jak w osobówce nigdy nie siedział za kierownicą, niż kogoś dla którego zgranie rąk na kierownicy, nóg na pedałach i obserwacji jest całkowitą nowością.
jeżeli ktoś jako instruktor miał z takimi osobami do czynienia, sam się przekonał.
Cyryl
 
Posty: 2495
Dołączył(a): niedziela 01 stycznia 2017, 19:54
Lokalizacja: Wrocław

Re: Kurs kat. B, czyli moja tragedia...

Postprzez jasper1 » wtorek 13 lutego 2018, 20:02

Cyryl napisał(a):zawsze dużo łatwiej nauczyć jeździć samochodem osobowym kogoś, kto biegle jeździ gokartem, nawet jak w osobówce nigdy nie siedział za kierownicą, niż kogoś dla którego zgranie rąk na kierownicy, nóg na pedałach i obserwacji jest całkowitą nowością.
jeżeli ktoś jako instruktor miał z takimi osobami do czynienia, sam się przekonał.


To jest dla mnie oczywiste, bo ktoś wykonując takie czynności wcześniej rozwijał funkcje przydatne w procesie nauki jazdy.

Włączenie innej podobnej czynności w trakcie procesu nauki jazdy samochodem jednak do mnie nie przemawia. Uważam, że raczej proces nauki wydłuży. Już sama przesiadka na inne auto, tego sam modelu z inaczej biorącym sprzęgłem, hamulcem, na nieco inny model - choćby z sześciobiegową skrzynią biegów, nie mówiąc o aucie innej marki zawsze powodowała u mnie w okresie nauki i początkach bycia kierowcą pogorszenie automatyzmów i wiem, że nie jestem odosobnionym przypadkiem. :) Tak więc w sukces metody polegającej na tym, by łączyć jedno z drugim nie wierzę.

Można jeszcze przerwać kurs, poćwiczyć rok na gokartach, rozwinąć motorykę i wrócić do nauki jazdy :wink: , ale chyba nie to miałeś na myśli.
Strach przed porażką, przed wyjściem na głupka to główna przeszkoda w uczeniu się
Genius is one percent inspiration and ninety-nine percent perspiration
jasper1
 
Posty: 2233
Dołączył(a): wtorek 12 lutego 2013, 00:04

Re: Kurs kat. B, czyli moja tragedia...

Postprzez Dave123 » niedziela 18 lutego 2018, 08:49

Witajcie! Bardzo dziękuje za odzew.

szerszon napisał(a):Wydzierający sie instruktor to pomyłka.To blokuje.


Niestety potwierdzam. Tak było w moim przypadku. Każda następna jazda to był nerwy jeszcze przed, a samo jechanie było utrudnione, bo każdy mięsień w moim ciele był spięty i tylko wyczekiwałem kiedy instruktor zacznie krzyczeć.

Cyryl napisał(a):masz tu dwie rzeczy, których zrobienie jednocześnie sprawia Ci kłopot:
kolejna sprawa to instruktor.
ponieważ nie masz rewelacyjnych efektów, jeżeli zażądasz w OSK zmiany instruktora, to podejrzewam, że wiele na tym nie stracisz. a może nowy nowymi metodami pomoże Ci osiągnąć lepsze wyniki?


Zmieniłem. Na początku instruktor walczył z tym żeby mnie przekonać, że sam tutaj jestem swoim wrogiem i jeżdżę tak jak jeżdżę, ponieważ za bardzo się stresuję. Zostało mi to nadal, ale jest o wiele lepiej i nagle okazało się, że wcale nie jeżdżę tak koszmarnie.

ks-rider napisał(a):Dave,

generalnie masz zdrowe podejscie do tematu, nie kazdemu nauka przychodzi latwo.

Z ciekawosci zapytam sie w jakich sytuacjach ten Kolo sie wydziera.

Pogadaj z nim na ten temat, jezeli sie nie zmieni to sie rozstancie, bo chamia nie pasuje

:wink:


Wiesz, tutaj łatwiej byłoby mi powiedzieć kiedy nie krzyczał. Generalnie jestem osobą która kiedy coś robi to jest pewna na 100% tego co zamierza. Teoria teorią, ale jak sam zapewne wiesz, kartka papieru nie odda jak wszystko wygląda zza siedzenia kierowcy. Przy każdym nowym manewrze, lub wariacji skrzyżowania po którym nie jechałem zadawałem instruktorowi pytania, a raczej mówiłem mu jak zamierzam pojechać i pytałem się, czy akceptuje takie, a nie inne rozwiązanie. Zazwyczaj się wściekał, że albo powinienem już to wiedzieć, albo żebym nie zawracał mu głowy i skupił się na jeździe. Z czasem przestałem, bo często przyrównywał moje umiejętności do innych kursantów (czyli, że na 20h powinien już tylko mówić gdzie ja jadę, a ja powinienem każdy manewr umieć, naprawdę sami uzdolnieni kursanci do nas chodzą...) co sprawiało, że zakorzeniła się gdzieś myśl, że jestem do niczego. Oczywiście to nie pomogło, bo gdy manewr wykonałem źle serwował mi odzywki typu "A Ty myślisz czasami? Bo chyba nie. co?!!"

Co do reszty rad, i tutaj wybaczcie, ale już bez cytatów. Generalnie staram się kiedy jadę tramwajem, lub autobusem obserwować znaki, pieszych, sytuację na drodze. Sam jako pieszy stałem się bardziej świadomy znaków i często sprawdzam jak są rozstawione, gdzie pojawiają się za zakrętem, to pomaga. A co do gokartów to wcale nie jest taki zły pomysł. Oczywiście zgadzam się, że jest to inna bestia w porównaniu do samochodów osobowych, ale myślę, że pomogło by mi to oswoić się z prędkością. Zastanowię się nad tym :) Rower też brzmi dobrze, przede wszystkim dlatego, że nie odczuwałbym presji ze strony instruktora co faktycznie przełożyło by się na dokładniejszą obserwację drogi.

Generalnie jeszcze dużo jazd przede mną. Poprzedni instruktor kazał mi jeździć po mieście dla samego jechania i nie przerobiliśmy prawie żadnych manewrów. Obecny instruktor jest bardzo wymagający, ale też w końcu czuje, że ktoś mnie uczy. Jeszcze długa droga przede mną, ale w końcu czuję, że moje umiejętności stopniowo się poprawiają. Trzymajcie kciuki :)
Dave123
 
Posty: 2
Dołączył(a): niedziela 04 lutego 2018, 09:32

Re: Kurs kat. B, czyli moja tragedia...

Postprzez Karlena » piątek 09 marca 2018, 13:26

Trzymamy, trzymamy! Kurczę, masz naprawdę hardcorowe przejścia. Ja jak już wybrałam szkołę do nauki, to przeczesywałam fora i wypytywałam znajomych o konkretnych instruktorow. Wiedzialam, ze to najwazniejsze. I ja nie jestem tak zdeterminowana jak Ty.Jakbym sie sparzyla za pierwszym razem, to bym pewnie uciekla i wrocila do tematu po 10 latach... No niewazne. W kazdym razie polecam Ci rozne dodatkowe działania. Fajnie, ze obserwujesz znaki i analizujesz skrzyzowania. Obczaj sobie jeszcze filmy na YT. To jest ocean wiedzy. Jak chcesz, to moge Ci podeslac ciekawe kanaly?
Z doswiadczenia rowniez polecam, zeby najpierw zdac jakby symulowany egzamin ewenetrzny. Nie wszystkie szkoły to oferują, ale zawsze mozna poprosic infrtuktora o takie "ćwiczenie" ;) Polecam.
Karlena
 
Posty: 44
Dołączył(a): środa 07 września 2016, 12:48

Re: Kurs kat. B, czyli moja tragedia...

Postprzez Cyryl » piątek 09 marca 2018, 19:04

jasper1 napisał(a):...Już sama przesiadka na inne auto, tego sam modelu z inaczej biorącym sprzęgłem, hamulcem, na nieco inny model - choćby z sześciobiegową skrzynią biegów, nie mówiąc o aucie innej marki zawsze powodowała u mnie w okresie nauki i początkach bycia kierowcą pogorszenie automatyzmów i wiem, że nie jestem odosobnionym przypadkiem...


pewnie w swoim przypadku masz rację, ale nie możesz wszystkich mierzyć swoją miarą, co sprawdza się u Ciebie nie musi u innych i na odwrót.

wystarczy wykupić jedną godzinę na gokartach i jeżeli podczas nauki jazdy da to negatywne rezultaty, można to porzucić.
ale dlaczego nie spróbować?
nawet jeżeli według Ciebie to daje złe wyniki w 90%, to może kolega jest w tych pozostałych 10%?

nie wiem czy wiesz jak inaczej (łatwiej) uczy się na kat. B osoby jeżdżące na co dzień wózkami czy to widłowymi (oś kierowania z tyłu, inne przełożenie kierownicy, bez sprzęgła) czy to akumulatorowymi (typu np. Melex).

Dave123 napisał(a):...mówiłem mu jak zamierzam pojechać i pytałem się, czy akceptuje takie, a nie inne rozwiązanie. Zazwyczaj się wściekał, że albo powinienem już to wiedzieć, albo żebym nie zawracał mu głowy i skupił się na jeździe...


nie wiem czy taki był zamiar Twojego instruktora, ale w końcu musisz samodzielnie podejmować decyzje.
instruktor jest od tego, aby nie miały one negatywnych skutków, ale od tego nie uciekniesz.
na początku oczywiście będzie mnóstwo decyzji złych, nie trafionych, ale musisz zacząć jeździć samodzielnie, pytania o akceptację instruktora zdejmuje z uczącego się odpowiedzialność, a tej odpowiedzialności trzeba się uczyć jak najwcześniej.

osobnym pytaniem jest: czy już jesteś gotowy na taką jazdę, ale tu nikt nie odpowie Ci na to pytanie, póki nie wsiądzie z Tobą do auta i nie zobaczy jak Ci idzie.
Cyryl
 
Posty: 2495
Dołączył(a): niedziela 01 stycznia 2017, 19:54
Lokalizacja: Wrocław

Re: Kurs kat. B, czyli moja tragedia...

Postprzez lysolekolek » niedziela 11 marca 2018, 09:54

Może najpierw spróbuj zrobić prawo jazdy na kategorię AM - motorower? Będziesz mógł wtedy jeździć mikrosamochodem. Jak się wprawisz, to spróbujesz znowu na B.
lysolekolek
 
Posty: 1
Dołączył(a): niedziela 11 marca 2018, 09:50

Re: Kurs kat. B, czyli moja tragedia...

Postprzez Karlena » poniedziałek 07 maja 2018, 13:49

Idąc tym tropem, to lepiej zrób najpierw prawko na czołg, albo ciężarówkę, to w aucie poczujesz się bardzo pewnie i swobodnie ;)
A tak serio, to motocykl jest świetnym rozwiązaniem na takie piękne, słoneczne dni. Nie stoi się w korkach, wszędzie zaparkujesz, wiatr we włosach (pod kaskiem;) ) normalnie same plusy ;) A tak serio, to współczuję. Mój brat zdawał 13 razy!!!!!! O matko, na początku się śmiałam, a potem było mi go naprawdę strasznie szkoda...
Karlena
 
Posty: 44
Dołączył(a): środa 07 września 2016, 12:48

Re: Kurs kat. B, czyli moja tragedia...

Postprzez Karlena » czwartek 21 czerwca 2018, 20:25

Swoją drogą jak myślicie, jak ktoś zdaje właśnie kilkanaście razy (jak wspomniany wczesniej moj brat - 13 x!), to co jest tego przyczyną?
Nienauczalny kursant? Słaba szkoła/instruktor? ciągnący się, nieustający pech? Stres? czy może prowadzenie pojazdu nie jest dla wszystkich?
jak myślicie?
Karlena
 
Posty: 44
Dołączył(a): środa 07 września 2016, 12:48

Re: Kurs kat. B, czyli moja tragedia...

Postprzez gumik » sobota 23 czerwca 2018, 10:56

Myślę, ze wszystkie te powody mogą być przyczyną. Moze być kilka powodów, a może być jakiś jeden konkretny. Mogą być tez zupełnie inne. Ciężko uogólnić. Każdy człowiek jest inny.
"Krótki prawy zjazdowy" ;-) -> http://www.forum.prawojazdy.com.pl/viewtopic.php?f=3&t=35676&p=408094&hilit=kr%C3%B3tki#p408094
gumik
 
Posty: 3457
Dołączył(a): czwartek 15 września 2016, 18:14

Następna strona

Powrót do Szkolenie kierowców

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 28 gości