Zapisałam się do szkoły dla kierowców, która znajduje sie blisko mojego domu, ponieważ szczerze powiedziawszy nie chciało mi się dojeżdrzać autobusem do OSK na teorię.Ale opd poczatku wszystko było nie tak...zapłaciłam za cały kurs ogromne pieniądze(nie wiem swoja drogą czy nie najwyższą w Krakowie).Instruktor zarządał dodatkowej opłaty za prace przy komputerze po 10 zł za godzinę :( , a okazało się że przy komputerze pracowałam tylko 3 godz. i do teorii przygotowywałam się sama(tak na merginesie to teorie już sobie zdałam bezbłędnie).Reszta pieniędzy przepadła czyli 70 zł a za to mogłabym sobie pojeżdzić jeszcze ze dwie godziny!
Ale tak naprawdę to chodzi o co innego!Doradzcie: wczoraj na dobra sprawę zakończyłam kurs czyli 20 godz. jazdy.Na mieście dobrze się czuje ale plac manewrowy u mnie leży..nawet po łuku nie za jeżdże dobrze.Instruktor na placu manewrowym zostawia mnie sama i rozmawia z koleszkami..nie pomaga nie tłumaczy nie komentuje błędów, a powinien mi pomagać bo przecież za to mu płacę(przy okazji dziękuję Ci ella za fajne wytłumaczenie manewrów z rysuneczkami..dużo właśnie one mi pomogły).Wczoraj zapytał mnie czy będę sie doszkalać i powiedziałam że tak.Ale przeciez nie powiedziałam że u niego więc do niczego mnie to wobec niego nie zobowiązuje.Chciałabym aby inny instruktor pomógł mi w tych manewrach, ale teraz jak odmówić tamtemu?Doradzcie.Dodam tyle że za dodatkową godzine mój dotychczasowy instruktor bierze też kosmiczne pieniądze.Zapłacę mu za kolejne godziny i nadal sie niczego nie nauczę.Co o tym sądzicie?
P.S. Wczoraj powiedział mi że da mi dodatkową godzine gratis...hihihi, a moje jazdy zazwyczaj trwały po 40 min bo zawsze miał jakies ważne sprawy do załatwienia gdzieś na mieście i ja go tam woziłam..czy to nie jest paranoja?