Temat dość kontrowersyjny, ale...
W baaaardzo wielu wypowiedziach na tym forum, użytkownicy podkreślają, że ktoś kto spędził (albo i nie) 20 godzin na wykładach i 30 godzin za kółkiem, to tak naprawdę nic nie umie i prawdziwa nauka zaczyna się dopiero na drodze. W pełni się z tym zgadzam!!!
Zatem po co w ogóle jest prawo jazdy??? Przecież tak naprawdę jest to tylko potwierdzenie, że spędziło się ww. liczbę godzin na sali wykładowej i za kierownicą, a także że za którymś tam razem się trafiło na łatwe zadania egzaminacyjne i/lub życzliwego egzaminatora. I tylko tyle!!!
Tym bardziej, że prawo jazdy nie zwalnia przecież z odpowiedzialności cywilnej i karnej - bo i na jakiej podstawie. Spowodujesz wypadek płacisz (Ty albo ubezpieczyciel) - jasne!!! Prawo jazdy nie ma tu nic do rzeczy!
Dlatego nawet po zniesieniu obowiązku posiadania prawa jazdy wielu ludzi zapisywałoby się do szkół jazdy. Zwłaszcza, jakby sądy w orzeczeniach brały pod uwagę posiadanie lub nie prawa jazdy (zróżnicowanie kar i odszkodowań). W efekcie jedni zapisywaliby się na kursy nauki i doskonalenia jazdy; inni nie posiadaliby prawa jazdy, ale w obawie podwyższonej kary i odpowiedzialności jeździliby ostrożniej, a wariaci nie jeździliby wcale, bo siedzieliby w pierdlu i/lub nie mieliby kasy na auto - efekt odszkodowań.